czwartek, 4 lutego 2016

Zabawy z bronią


                             Co roku w Niemczech w różnego rodzaju strzelaninach ginie ok. 380 osób. W Wielkiej Brytanii liczba ta wynosi 68 a w Japonii - 39 osób. W USA statystyki rejestrują ponad 11 tys. śmiertelnych ofiar napadów i porachunków dokonywanych z bronią w ręku; codziennie od kuli ginie tam ponad 30 osób. Amerykanie to jedyna nacja na świecie, której członkowie z taką zaciętością wybijają się nawzajem. Dlaczego? To pytanie zadaje sobie od jakiegoś czasu cała masa amerykańskich ekspertów, socjologów i badaczy tamtejszej kultury. Jest ono także punktem wyjścia znakomitego dokumentu "Zabawy z bronią", wstrząsającego obrazu amerykańskiej obsesji na punkcie broni i przemocy. 

                                Reżyser filmu, Michael Moore, kilkakrotnie nawiązując do tragedii, jakie rozegrały się w szkole Columbine (gdzie dwójka nastolatków rozstrzelała 12 i raniła 25 swoich kolegów) i w jego rodzinnym miasteczku Flint (w którym 6-latek zabił ze znalezionej w mieszkaniu wujka broni swoją rówieśnicę), kolejno obala mity i teorie na temat tego, co stało się przyczyną ogromu przemocy w Ameryce, szczególnie wśród młodzieży. Okazuje się, że wcale nie jest to krwawa historia kraju (Niemcy dokonali przecież dużo poważniejszej masakry) czy ilość posiadanej broni (w Kanadzie jest jej proporcjonalnie równie dużo). Nie ma co winić także brutalnych filmów czy gier komputerowych (bowiem w ich eksploatowaniu Japończycy biją Amerykanów na głowę), ani muzyki Marylin Mansona (bo to bardzo facet, który od przemocy ostro się odżegnuje). Ci, co zwalają sytuację na barki rosnącego bezrobocia także są w błędzie - w innych wysoko rozwiniętych krajach jest ono przecież często o wiele większe niż w USA.
Interesujące jest przedstawione w filmie porównanie Amerykanów do ich sąsiadów, Kanadyjczyków. Choć mieszkańcy Kanady posiadają podobną ilość broni, również nęka ich bezrobocie a społeczeństwo zróżnicowane jest rasowo, nikt nie robi tam masakr w szkołach i na ulicach. Wszelkie nieporozumienia tamtejsi ludzie nauczeni są rozwiązywać pokojowo, nie stresują się, nie trzymają naładowanych pistoletów pod poduszkami, nie zamykają drzwi od domu. "Zamykając drzwi czynimy z siebie więźniów" - mówią. Przecież jak ktoś chce się włamać, wejdzie do domu tak czy inaczej.
Wielkim atutem "Zabaw z bronią" jest fakt, że jego twórca nie krytykuje na oślep, nie stara się udowodnić, że Amerykanie to chory naród i nie miesza go z błotem. Wręcz przeciwnie, z troską i wielkim patriotyzmem usiłuje dociec, gdzie tkwi przyczyna, by sprawić, by jego kraj stał się lepszym i bardziej normalnym miejscem. Moore nie chce siedzieć z boku i przyglądać się upadkowi swoich rodaków: "Wszystko co dzieje się w tym kraju, wszystko co robi mój rząd powinno mnie obchodzić. Nie chcę patrzeć na to z założonymi rękami i mówić, że nie mam z tym nic wspólnego".


     Żeby jednak zbytnio nie przygnębić widza swoimi oskarżeniami i powagą tematu, reżyser zręcznie i ledwo zauważalnie lawiruje pomiędzy horrorem, patosem a humorem, dodatkowo używając dynamicznego montażu i różnorodnej stylistyki. Wie, że humor to silna broń i używa go dość często. Zdaje sobie sprawę, że jeśli pozostawiłby widzów w depresji, sparaliżowałaby ich i nie wywołała żadnego działania, utrwalając tylko przekonanie o bezsilności wobec okropieństwa świata. Dlatego zdecydował się ich rozśmieszyć, zdystansować a czasem nawet rozwścieczyć, ustawicznie zmuszając do silnego przeżywania tego, co pokazuje na ekranie. To szansa na to, by przynajmniej kilka osób wyszło z kina mówiąc "zróbmy cos z tym!".
 

Być może nie jest to obraz obiektywny, bo Moore jako czynny działacz społeczny otwarcie wyraża współczucie, na swój sposób ocenia pewne sprawy. "Zabawy z bronią" prezentują jego subiektywny punkt widzenia, pewne osobiste teorie. Nie twierdzę, że naginał fakty, ale na pewno dopasowywał je do swoich tez, dzięki czemu wszystko wygląda tak jak sobie zaplanował. Oglądając film nie myśli się jednak o tym, bo ważniejsze od odpowiedzi są tu stawiane pytania i samo jątrzenie problemu w jakże istotnym dla historii USA okresie. To film, obok którego nie można przejść obojętnie i którego z pewnością nie wolno przegapić.

The Wall


"The Wall" jest opowieścią o samotności. Opowieścią o Pinku, który przez lata otacza się murem izolacji. Album o tym samym tytule ukazał się pod koniec listopada 1979 roku. W niesamowitym tempie zdobył listy przebojów, a kawałek "Another Brick In The Wall - Part 2" do dziś pozostaje znany wszystkim - poczynając od totalnych laików. Niedługo potem powstała ilustracja muzyczna, ale nie byle jaka, za kamerą staje bowiem Alan Parker, mający na swym koncie takie dzieło, jak choćby "Midnight Express". Obraz mroczny i przygnębiający, mogący być zapowiedzią tego, czego można się spodziewać po "Ścianie".


                                  Najpierw garść faktów. Na "The Wall" składają się: film z Geldofem, sekwencje animowane i muzyka z albumu Pink Floyd o tym samym tytule. Co do muzyki - jest drobna różnica w stosunku do albumu, na którym jednak nie wszystko się zmieściło, za to znalazło sobie miejsce w filmie (a także na koncertach). W przypadku innego utworu ma miejsce sytuacja odwrotna - jeśli chce się go posłuchać, należy uruchomić zestaw stereo, a nie kino domowe.


                                  Jest to historia odnoszącego sukcesy muzyka rockowego, zwanego dalej Pink. Siedzi w hotelowym pokoju, rozmyśla o przeszłości i teraźniejszości, przy czym stopniowo popada w obłęd. Wspomina wszystko, co spotkało go od narodzin, poprzez utratę ojca (Pink senior poległ za ojczyznę na wojnie), nadopiekuńczą matkę, szkolne niedole, seks, zdradzającą żonę... Krótko mówiąc, przedmiotem tej zadumy jest życie - czasem w wersji standard (bo komu nie przyprawiono rogów), a czasem w wersji de luxe (gdy w grę wchodzą groupies, drogie zabawki i narkotyki). Jest to historia lęku, emocjonalnego okaleczenia, alienacji, egoizmu, a w końcu - szaleństwa. Historia pełna wymowy antywojennej i sprzeciwu wobec totalitaryzmu. 
Całość jest opowiedziana w depresyjno-maniakalnym stylu. Wściekłość przeplata się z melancholią, ale nie dzieje się tak w sposób równomierny. Gdyby ktoś pofatygował się i narysował wykres, w którym kolor niebieski oznaczałby melancholię, a czerwony agresję – początek filmu byłby przeważnie błękitny, druga połowa natomiast pałałby purpurą.Wstawki animowane stanowią siłę tego obrazu. Doskonale współgrają z muzyką, przy czym są zrealizowane genialnie. Dialogi są szczątkowe, ale Bob Geldof został zakontraktowany nie tylko na wykorzystanie jego oblicza, więc można go usłyszeć, jak śpiewa w jednym, czy dwóch momentach. Do tego scena, w której apodyktyczny nauczyciel wyrywa młodemu Pinkowi zeszyt i przed całą klasą odczytuje jego "grafomańską poezję", która dla każdego fana okazuje się tekstem pewnego hitu Pink Floyd - cóż, taki detal, a jak cieszy. 


Jak to często w polskich przekładach bywa - źle przetłumaczono tytuł. Może, gdyby zadanie przetłumaczenia tytułu powierzyć komuś, kto ma coś wspólnego z literaturą, na przykład poecie, a nie angliście z ukończoną translatoryką, nie byłoby tej fuszerki. Wyraz "ściana" sugeruje schronienie, ale też okna, sufit, drzwi i wiszące na haczykach obrazki. Nie ma natychmiastowego skojarzenia z niemożliwą do przebicia barierą. Niestety, proszę państwa, wbrew temu, co usiłuje się nam wmówić, tytuł tego dzieła brzmi "Mur". Podsumować mogę krótko - album Pink Floyd, po przerobieniu na film, bynajmniej nic nie stracił, a bez wątpienia sporo zyskał. Różnice między dwoma dziełami są dostatecznym pretekstem, aby dać zarobić artystom i nabyć zarówno film, jak i sam album. I choć wypadałoby wskazać jakieś niedociągnięcie - nie potrafię. Ten obraz jest tak bliski doskonałości, jak to tylko możliwe w tym nieszczęsnym świecie. Mogę co najwyżej zgłosić zażalenie na polski tytuł.

sobota, 1 sierpnia 2015

Supernatural

Jak długo można oglądać jeden i tem sam serial ?

Ile najdłużej oglądaliście serial ? I nie chodzi mi tu o maraton 20 h z paroma sezonami. No ile ? Rok, dwa ? No to powiem wam , że ja oglądam jeden serial ponad 6 lat i jaram się nim tak samo jak w gimnazjum. Chodzi mi o Supernatural - po polsku Nie z tego świata. Jest to amerykański serial w typie dark fantasy po raz pierwszy wyemitowany 13 sierpnia 2005 roku czyli trwa już prawie 1\0 lat. Ma 10 sezonów i nie stał się jeszcze druga moda na sukces ! Brawo. Ma w sobie demony, anioły, dużo krwi, mitologię i potwory o których byście nawet nie byli w stanie pomyśleć.

Głównymi bohaterami są Sam i Dean Winchesterowie - łowcy demonów i wszelkiego plugastwa łażącego po ziemi. Ich historia zaczyna się kiedy Dean miał cztery latka, a Sam był jeszcze niemowlakiem. Ich matka została spalona żywcem przez złotookiego demona Azazela. Od tamtego czasu zmuszeni są do walki w imię wyższego dobra z takimi potworami jak : Krwawa Mary, Wendigo, Lucyfer, wampiry, wilkołaki, demony, anioły, wiedźmy, Kain, pogańskie bożki, jeźdźcy Apokalipsy i wiele, wiele, wiele więcej. Jest to serial gdzie fabuła nie jest jedno odcinkowa i choć ciągnie się przez10 sezonów i nadal dobra.

Jeżeli miałabym wybrać który sezon był najlepszy zdecydowanie wybrałabym pierwszy i dziesiąty. Jest pomiędzy nimi wielka przepaść jeżeli chodzi o scenariusz . Pierwszy sezon głównie skupiał się na polowaniu na demony. Było w nim ich najwięcej, a także towarzyszył im charakterystyczny mroczny klimat. Szczerze to kiedy oglądałam odcinek ze szpitalem psychiatrycznym to patrzyłam na niego przez palce , bo autentycznie tak sie bałam. Wtedy też nie wiedzieliśmy czego się dokłądnie po nim spodziewać dlatego wszystko tak mocno przeżywaliśmy. 10 sezon skupia się bardziej na bohaterach i tej głównej fabule niż na samych polowaniach. Owszem jest ich pełno lecz wszyscy głównie patrzymy na Deana i znamię Kaina którego trzeba się pozbyć. Scenarzyści mieli ok 10 lat aby wyćwiczyć w sobie pewien styl i to osiągneli. Łączą mroczny klimat, tryskającą krew czy specyficzny humor charakterystyczny dla tylko i wyłącznie Supernatural.

Jeżeli chodzi o montaż i efekty specjalne to bardzo dużo się spełniło. Pamiętam jak kilka lat temu jeszcze w liceum kolega do mnie powiedział : " Ty, obejrzałem kilka odcinków tego Twojego serialu i efekty są takie sobie". Przyznałam mu rację. Porównując je do współczesnych standardów są takie sobie, ale pamiętajmy że pierwszy odcinek był kręcony 15 lat temu i wtedy były epickie. Teraz są o wiele lepsze.  W pierwszym sezonie mamy za ciemna i za żadką sztuczną krew , a w 10 rozszarpaną dziewczynę leżącą w wannie wyglądającą bardzo realistycznie. Obraz jest wyraźniejszy, żywsze kolory, lepsza charakteryzacja. Serial zdecydowanie dorósł i z małego, raczkującego brzdąca przerodził się w kogoś pewnego siebie i wiedzącego co chce przekazać.

Skoro mówimy już o dorastaniu spójrzmy na samych aktorów grających główne role - Jensena Acklesa grającego Deana i Jareda Padaleckiego grającego Sama. Jensen w pierwszych odcinkach miał jeszcze taki chłopięcy uroki błysk w oku, a Jared ....krótkie włosy. Obecnie zarówno aktorzy jak i ich postacie dorośli. Dzięki swojej grze pokazują jak bohaterowie są juz zmęczeni ciągłą walką, jak przestają wierzyć w słuszność swej misji i chęć Deana do poddania się. Z takich ciekawostek. Jensen Ackles zostal okrzyknięty przed naukowców na faceta najbardziej zbliżonego do stworzonego przed Leonarda da Vinci ideału piękna gdyż jego twarz ma idealne proporcje: Oczy mają długość dwa razy większą niż coś tam i tak dalej. Jared zaś ma polskie korzenie. Jego dziadek jest polakiem i podobno czasami go odwiedza.

Jeżeli chodzi o muzykę w serialu to moim zdaniem jest ją dobrac niż do filmu. W filmie trzeba dobrać odpowiednią muzyke do odpowiedniej sceny i już. W serialu owszem też trzeba ja dobrać do konkretnej sceny , lecz musi jeszcze współgrać z muzyką używaną w poprzednich odcinkach. Jeżeli w serialu była puszczana tylko muzyka rockowa to nie możemy dawać nagle nowych popowych piosenek. W Supernatural leci typowy klasyczny rock jak Mettallicka, Bon Jovi, Kansas i wiele więcej. Jeżeli już pojawi się jakaś popowa piosenka to ujęta jako sarkazm lub komizm. Piosenka zespołu Kansas - Carry on my waywar son jest dla wszystkich fanów wręcz hymnem. Czemu ? Na początku każdego ostatniego odcinka leci w tle podsumowania sezonu. Aż łezka w oku się często kręci.

Supernatural zrzesza fanów na całym świecie. W Polsce emitowany był na siódemce lecz tylko do 5-tego sezonu. Obecnie można go oglądac tylko online. Powstało pełno fanclubów, fanpage , stron internetowych. Doczekał się nawet własnego komiksu . Komiks opowiada jakie były ich losy pomiędzy śmiercia matki , a ponownym zjednoczeniem się. Jak sobie radzili, jak zajmował się nimi ich ojciec, który dopiero odkrywał z czym ma do czynienia , czyli wszystko i więcej czego nie było w serialu . O ile dobrze się orientuję powstało 5 numerów i wszystkie można pobrac w polskim tłumaczeniu z oficjalnego polskiego fanclubu. The Walking Dead powstało na podstawie komiksu a Supernatural doczekało się komiksu na swojej podstawie.

Na koniec wspomne jeszcze o dwóch obozach fanów. Fanów Deana i fanów Sama. Dean to twardy gość, taki bad boy, starszy brat, opiekuńczy, zaradny, porywczy, straszny choleryk, zabawny i sarkastyczny. Sam młodszy bart, oczytany, mądry, wszystko analizuje, podchodzi do spraw ze spokojem, lecz zawsze za wszelka cenę pragnie uratować brata, no i z sezonu na sezon ma coraz dłuższe włosy. Osobiście od tych sześciu lat jestem całym sercem i duszą w obozie Deana i z nimi przeżywałam wzloty i upadki, depresje i radości. A wy ? Wam pozostawiam ocenę , lecz naprawde polecam serial wszystkim fanom dark fantasy .

poniedziałek, 1 czerwca 2015

Ex Machina

Co byście zrobili gdybyście dostali propozycje współtworzenia sztucznej inteligencji ?

Ostatnio była recenzja Chappiego więc postanowiłam dalej pociągnąć wątek nowych filmów , a do tego w temacie sztucznej inteligencji - dzisiaj lecimy z filmem Ex Machina. Są niby o tej samej tematyce lecz są całkowicie różne - Chappie był to typowy film komercyjny ( dużo wybuchów, świetna muzyka, roboty, walki i wybuchy). Ex Machina jest to typowy film psychologiczny zmuszający nas do przemyśleń nad samą istota sztucznej inteligencji, jakie niesie za soba ryzyko, czy naprawdę może istnieć i czy robot już zawsze będzie tylko robotem.

Młody zdolny programista Caleb wygrywa wewnętrzny konkurs w firmie. Główną nagrodą jest spędzenie tygodnia w willi swojego ekscentrycznego szefa. Caleb poznaje w nim piękną Avę  - pierwszą na świecie sztuczną inteligencję pod postacią kobiety. Ava jest wynikiem eksperymentu Nathana. Czuje, myśli, wzrusza się i boi o własną przyszłość. Caleb nie wie, że sam jest częścią eksperymentu, który ma sprawdzić, jak na postać Avy zareaguje przeciętny człowiek.


Warto by było na samym początku powiedzieć co to w ogóle takiego ta sztuczna inteligencja. Jest to dziedzina wiedzy obejmująca oblicze ewolucyjne, sieci neuronowe, sztuczne życie i robotykę. Jest to również dział informatyki zajmujący się inteligencją czyli tworzeniem modeli zachowań inteligentnych oraz programów komputerowych symulujących te zachowania. Co musi umieć ? Np: myśleć abstrakcyjnie i logicznie, podejmować decyzje bez uzyskania wszystkich danych, zarządzać swoja widzą i preferencjami. W skrócie - musi się tak zachowywać abyśmy nie byli w stanie się domyślić że to robot.

Film można porównac do ksiażek Stephena Kinga. Po pierwsze trzeba do nich dorosnąć. Są specyficzne i nie każdemu mogą się spodobać. Po drugie akcja bardzo wolno się rozwija lecz koniec jest tak spektakularny, że dopiero wtedy dostrzegamy jego geniusz. Będę szczera. Średnio co 10 minut patrzyłam ile jeszcze zostało do końca. Akcja rozwinęła się dopiero jakoś w ostatnich 30 minutach filmu, lecz w taki sposób , iż po jego obejrzeniu ogarnie nas przerażenie jak tylko pomyślimy o sztucznej inteligencji.

Pamiętacie może Terminatora? Jak wyglądał ? Spod skóry w niektórych momentach widać mu było stal i przewody. To wszystko było przykryte nienaturalnie grubą warstwą skóry, lecz pamietajmy, ze to i tak była świetna robota jak na tamte lata. Chappie był cały zrobiony ze stali i przewodów. On jak i Łoś zostali stworzeni na kształt legendarnych robotów z Gwiezdnych Wojen. Jestem pewna że żadne z nich nie pojawi sie w przyszłości. Powstają coraz to nowe tworzywa takie jak grafen i inne z których z pewnościa beda robione roboty. W tym momencie przechodzimy do Ex Machiny i Ivy. Efekty specjalnie moim zdaniem już dawno nie były tak dobrze użyte. Półprzeźroczysty szkielet o kształcie ponętnej kobiety i jedynie nałożona na niego ludzka twarz. Robot jest lekki, idealnie nasladuje ruchy człowieka jak i jego mimikę. To sa jak najbardziej dobrze wydane pieniądze.

Film w pewnych momentach jest wręcz komiczny w złym tego słowa znaczeniu. Gra aktorska głównego bohatera pozostawia wiele do życzenia. Scena w której włąśnie Caleb musi okłamać Nathana przyprawia o atak śmiechu. Nathan zadaje pytanie , następuje długa pełna napięcia cisza i dopiero wtedy Caleb odpowiada. Tylko prawdziwy idiota by sie nie domyslił że kłamie. Z drugiej strony mamy dobra grę aktorską Oscara Isaaca , który kreuje postać Nathana na prawdziwego człowieka zagadkę. Nie wiemy czy jest szalony czy wręcz genialny. Jeżeli chodzi o ten punkt to pozostawia w sobie wiele sprzeczności i osobiście nie mogę postawić jednoznacznej oceny.

Ex Machina daje nam jak najbardziej trafne wytłumaczenie różnicy  pomiędzy robotem a człowiekiem. Wyobraźcie sobie kobietę która jest ekspertem w tematyce kolorów i barw. Wie o nich absolutnie wszystko - jakie są, ich symbolike, na jakich falach się rozchodzą , reakcje na poszczególne odcienie, lecz całe życie spędziła w jednym czarno - białym pokoju. Wie o nich wszystko lecz nigdy nie widziała ich na własne oczy. pewnego dnia wychodzi na zewnątrz. Widzi je i dopiero dowiaduje się co to na prawdę znaczy je odczuwać. Dziewczyna w czarno - białym pokoju to zwykła maszyna bazujaca na samej teori. Kobieta na zewnątrz to człowiek posługujący sie w postrzeganiu świata emocjami i odczuciami.

Jak to powiedział mój kolega Grześ sztuczna inteligencja jest niezwykle interesującym tematem i co prawda może przerażać niektóre osoby fakt iż może powstać maszyna myśląca niczym człowiek. Nasza technologia nie pozwala stworzyć maszyny, która potrafiłaby sama sobą się zajmować i jednocześnie być rzeczą o niesamowitej inteligencji. Istnieją dwa możliwe scenariusze - początek końca, kiedy ludzie staną się w dużym stopniu bezużyteczni i sami siebie doprowadzą do końca. Albo powstanie coś na wzór utopii kiedy nikomu nie będzie niczego brakowało, bo inteligentne maszyny zajmą się wszystkim. Oba scenariusze są bardzo podobne, wszystko zależy od czynnika ludzkiego. Sam koniec filmu niesie ze sobą pytanie co dalej ? Jest to pozycja obowiązkowa jak Matrix czy Władca Pierścieni .

poniedziałek, 25 maja 2015

Chappie


Co wyjdzie z połączenia muzyki die Antwoord i A.I. Sztuczna Inteligencja ?



Naprawdę, naprawdę , naprawdę lubię takie klimaty. Dystopijna wizja rzeczywistości, wszędzie roboty, a poziom przestępczości jeszcze nigdy nie był tak wysoki. Dodajmy do tego jeden z najlepszych soundtracków i klimaty rodem z A.I. Sztuczna Inteligencja. Czego chcieć więcej. Mowa oczywiście o filmie Chappie. Jak tylko zobaczyłam trailer wiedziałam że muszę go zobaczyć i nie zawiodłam się. Owszem w niektórych momentach jest przerysowany ale o to chodzi w tym filmie. Różowe spluwy, gangsta chód i strzelanie z bazuki. Z jednej strony przywiązujemy się do robota, patrzymy jak się uczy i jak wybiera pomiędzy dobrem a złem. Z drugiej mamy wybuchy, flaki , wybuchy , roboty i nie wiem czy mówiłam ale mamy jeszcze wybuchy.



Niedaleka przyszłość. Policja nie radzi już sobie na ulicach Johannesburga, gdzie codziennie dochodzi do ok 300 morderstw i rozbojów. Ich ostatnia deska ratunku jest zrobotyzowane wsparcie w postaci tzw" Skautów". Ich stwórca Deon Wilson geniusz z dziedziny - a jakże - robotyki pracuje od wielu dni nad projektem sztucznej inteligencji. Nareszcie udaje mu się osiągnąć sukces lecz nikt nie chce mu dostarczyć robota do prób więc postanawia go pozyczyć. W tym momencie zostaje porwany przez trójkę gangsterów z którymi będzie zmuszony dzielić swój wynalazek. Lecz do czego doprowadzi sztuczna inteligencja w złych rękach ?



Dzisiaj będzie nietypowo bo postanowiłam opowiedzieć nie tylko o filmie ale także o zespole którego piosenki lecą w Soundtracku czyli Die Antwoord -jest to południowoafrykański zespół z Kapsztadu wykonujący muzykę hip-hopową w odmianie rap-rave. W skład zespołu wchodzą 3 osoby: Ninja (Watkin Tudor Jones), ¥o-landi Vi$er (Anri du Toit) oraz DJ Hi-Tek (Justin De Nobrega). Grupa znana jest m.in. z utworu „Enter the Ninja” oraz rozpoznawana z tworzenia różnokulturowej mieszanki muzycznej. Die Antwoord trzykrotnie gościli w Polsce: jako goście festiwalu Open'er w 2010, wystąpili w strefie kibica w Poznaniu podczas Euro 2012oraz na iFestival w Warszawie w 2014. Ich wkład w film Chappie nie ogranicza się tylko do muzyki. Grają w nim osobiście obydwoje jako gangsterzy. Yo-Landi Visser jako Yolandi a Ninja - uwaga - jako Ninja. Mi osobiście kojarzą się z najbardziej dziwnymi i chorymi teledyskami jakie widziałam i za to je uwielbiam !



Pomysłowe było pokazanie Chappiego który tuż po włączeniu był jak małe dziecko. Nie rozumiał angielskiego , bał się wszystkiego i nie wiedział co się dzieje. Był jak czysta kartka i w tym momencie ważne było kto go będzie uczył. Trafiło mu się na dwóch nie do końca rozwiniętych gangsterów, Yolandi która przyjeła rolę jego mamusi i jego twórcę. Najlepszym wątkiem komicznym filmu było jak Chappie uczy się chodu Gangsta ich odzywek i gestów . Twórca nauczył go że nie wolno kraść, robić krzywdy innym i brać udziału w napadach , więc bandyci mu wmówili że jak będzie rzucał w ludzi gwiazdkami ninja to zrobi im śpiące oczka i pójda po prostu spać. Yolandi jako jedyna myśląca osoba z gangu od razu pokochała swojego synka opiekując się nim i tłumacząc mu świat. Deon czuli stwórca walczy o prawo do uczenia robota i rozwijanie w nim artystycznych cech co bardzo nie odpowiada Ninja.



Film wzbudza w nas mocno opiekuńcze instynkty np wtedy gdy ludzie obrzucają Chappiego kamieniami i koktajlami mołotowa a on krzyczy żeby przestali, że nie rozumie dlaczego to robią. Ja osobiście miałam ochotę do niego pobiec i chronić własnym ciałem. Hit pokazuje nam całe zło tego świata morderstwa, bestialstwo otaczającego nas świata jak i to co ludzie są gotowi zrobić w celu zdobycia władzy. Zwróćmy też uwagę na rolę Hugh Jackman'a - zawsze jest obsadzany w rolach osiłka ale pamiętajmy że nawet, nawet potrafił tańczyć w reklamie Liptona. Tutaj wciela się w rolę współpracownika Deona pragnącego za wszelką cenę osiągnąć sukces swoim projektem robota - Łosiem. Skauty Deona idealnie się sprawdzają do tłumienia zamieszek i do zastępowania policji w tłumieniu starcia gangów czy innych normalnych obowiązków tamtejszego policjanta. Łoś za to jest to silnie opancerzony wielki mega robot ( rakiety, bazuki, karabiny maszynowe, nawet potrafi latać). Co idzie za takim uzbrojeniem ? Robot jest strasznie drogi . Deon sprzedaje swoje roboty w setkach , a Łosia nikt nie chce kupić gdyż n ie nadaje się dla zwykłej policji. Jego zawiść i chęć osiągnięcia sukcesu doprowadzi do niewyobrażalnych skutków.



Film ja jedną wadę. W jednym , jedynym , malutkim momencie jest nielogiczny. Pamiętajmy , że Chappie na początku nie mówił , nie rozumiał żadnego języka , a juz dwa dni później idealnie mówi, Rozumiem to robot. Rozumiem jest inteligentniejszy od nas , ale jak dla mnie za krótko było to pokazane. Dobrze by było gdyby ten motyw był ciągnięty przez troszkę dłuższy czas. Tak jak mówiłam jest trochę przerysowany lecz to przerysowanie idealnie wpasowuję się w konwencję filmu. On właśnie taki ma być. Na koniec garstka ciekawostek. Wszystkie sceny były kręcone w Johannesburgu (Republika Południowej Afryki) co łądnie wpływa na autentyczność . Brawo. Budżet filmu wynosił 49 milionów a zarobił łącznie ponad 90. Pieniądze dobrze wykorzystane, widac że efekty specjalnie nie wyglądają sztucznie a roboty no bajka.


sobota, 23 maja 2015

Rozstanie


Nagrodzony na festiwalu w Berlinie Złotym Niedźwiedziem za najlepszy film, a także Złotym Globem i Oscarem. Mowa o filmie " Rozstanie" - irański dramat filmowy w reżyserii i według scenariusza Asghara Farhadiego. Okrzyknięty za absolutne arcydzieło przez krytyków na całym świecie, choć sam film tak o sobie nie mówi. Słusznie ? Trudno jest postawić jednoznaczną ocenę.

Nader i Simin po czternastu latach małżeństwa podejmują decyzję o rozwodzie. Przyczyną jest chęć Simin do opuszczenia Iranu, aby zapewnić jedenastoletniej córce Termeh lepsze warunki do edukacji. Nader za ważniejsze uważa opiekę nad ojcem chorującym na chorobę Alzheimera. Sytuacja komplikuje się, gdy sąd nie udziela im rozwodu, a Simin przenosi się do matki. Nader zatrudnia do opieki nad ojcem chodzącą w czadorze kobietę o imieniu Razieh, jednak już po kilku dniach decyduje się ją zwolnić, gdy po wcześniejszym powrocie z pracy znajduje nieprzytomnego ojca na podłodze z rękami przywiązanymi do łóżka, a jego opiekunki nie ma w mieszkaniu. Wkrótce zostaje aresztowany za zabójstwo nienarodzonego dziecka Razieh, która poroniła w dniu wyrzucenia jej z pracy przez Nadera.

Musimy przyznać , że historia jest dość prosta i możemy ją bardzo łatwo streścić. Każdą scenę możemy opowiedzieć nic o niej nie wiedzącej osobie w paru zdaniach. Z drugiej zaś strony jeżeli mielibyśmy się opowiedzieć po jednej ze stron - jest to niemożliwe. Mielibyśmy przyznać rację tylko jednemu tym samym odebrać wszystko drugiej. Nikt tu nie wygra. Są tylko przegrani. Na tym w gruncie rzeczy polega cały dramat rozstania - zawodzą nadzieje, oczekiwania, zaufanie, wiara, zawodzą też ludzie. Dzięki temu film staje się nam tak bliski.

" Rozstanie" poprawia naszą opinię o Iranie. Kiedy tylko coś usłyszymy o tym kraju myślimy o wojnie, biedzie, zacofaniu, chorobach . Niektórzy  z nas nie odróżnia go od Iraku. Na ekranie widzimy jednak że mieszkają tam ludzie bardzo podobni do nas. Nie są ani za bogaci, ani za biedni. Mają dostęp do mediów i innych wynalazków cywilizacji. Takie filmy mają niestety to do siebie że potęgują w nas współczucie dla drugiego człowieka pokazując nam zło, biedę, sodomę i gomorę, zaś ten jest w sobie autentyczny, realistyczny i rzeczywisty wyróżniając się na tle innych podobnych do siebie tworów kinematografi tego samego gatunku.

Naszą sympatię z miejsca zyskuje dziesięcioletnia Termeh. Kiedy jej matka się wyprowadza postanawia pozostac w domu z ojcem i to nie z tego powodu , że go bardziej kocha. Rozumnie że jest jedynym łącznikiem między matka , a ojcem. Wchodzi w trudny okres dojrzewania, zaczyna dopiero swoje życie, a już zostaje doświadczona przez rozwód rodziców oraz przez nich stosowany szantaż emocjonalny wobec niej samej.Jest ona dziewczynką która wyróżnia silny charakter , lecz na pewno zostanie naznacząna tą traumą.

"Nader and Simin. A separation" od samego początku obsadza nas - widzów- w roli sędziego. Mimo iż na samym początku rozwód nie dochodzi do skutku my sami musimy opowiedzieć sie po którejś ze stron. Nie jest to wbrew pozorom łatwe. Ukazuje nam podziały klasowe. Pokazuje , że zawsze tak łatwo oceniamy innych lecz w tym przypadku nie możemy znaleść rozwiązania dla głównych bohaterów. To pewnie dlatego dostał owacje na stojaco.

Mandarynki


Dramaty wojenne pojawiają sie w kinach średnio raz na pół roku. Zazwyczaj icg scenariusz napisany jest według jednego schematu : smutek, bitwa, ofiary, więcej bitew, ból wojny, bitwa." Mandarynki" zamiast poruszać temat bezsensu wojny skupia się na aspektach humanistycznych i socjologicznych. Tworzy zaś przypowieść o braterstwie, szacunku do drugiego człowieka. Cała historia rozgrywa się w jednym domu do którego dzięki zrządzeniu losu trafia dwóch największych wrogów w ogniu szalejącej wojny.
    

Jesień w Abchazji jest piękna. Zielone wzgórza, w sadach dojrzewaja mandarynki. Wiosna 1992 roku niesie niestety za sobą widmo zimnej wojny przez co mieszkańcy nie mogą czuć sie bezpiecznie i masowo emigrują. W efekcie w jednej z wiosek zostaje tylko dwoje ludzi- Iwo oraz jego przyjaciel Markus. Nie zważając na zbiżający się do nich front hoduja mandarynki.  W końcu jednak nieopodal ich sadu rozbijają się dwa samochody walczących ze sobą Gruzinów oraz Czeczenów.Dwoje ocalałych Iwo postanawia umieścić u siebie w domu póki nie wyzdrowieją. Okazuje się iż ranni stoją po dwóch róźnych stronach barykady i trzeba pilnowac aby zła wojny nie przenieśli do domu Iwo.

Film opiera się głownie na dialogach bohaterów. Całą ich historie poznajemy za pomocą ich wypowiedzi jak w prawdziwym , wręcz książkowym przykładzie dramatu. Czy można mówić tutaj o akcji? Mimo że nie słyszymy wybuchów, krwii i pola usłanego martwymi ludźmi możemy poczuć iż parę kilomentrów dalej rozgrywa sie prawdziwe piekło które pochłania tysiące ofiar. Dzięki temu jeszcze bardziej napawamy się wspaniałym, spokojnym krajobrazem i obrazem soczystych pomarańczowych mandarynek. Chłoniemy wręcz ten widok , bo wiemy że za parę chwil może zostac zrównany z ziemią.

Dzięki klimatowi i autentyczności postaci sami możemy poczuć na sobie widmo krwawej wojny w której bliźni nienawidzi swojego bliźniego. Możemy opowiadać się za stronami sporu lecz ten film niesie przesłanie abyśmy nie patrzyli na ludzi pod kętem ich pochodzenia, relgii czy tego jakiej muzyki słuchają. Mamy na nich patrzeć jak na człowieka takiego jak my .