Co roku w Niemczech w różnego rodzaju strzelaninach ginie ok. 380 osób. W Wielkiej Brytanii liczba ta wynosi 68 a w Japonii - 39 osób. W USA statystyki rejestrują ponad 11 tys. śmiertelnych ofiar napadów i porachunków dokonywanych z bronią w ręku; codziennie od kuli ginie tam ponad 30 osób. Amerykanie to jedyna nacja na świecie, której członkowie z taką zaciętością wybijają się nawzajem. Dlaczego? To pytanie zadaje sobie od jakiegoś czasu cała masa amerykańskich ekspertów, socjologów i badaczy tamtejszej kultury. Jest ono także punktem wyjścia znakomitego dokumentu "Zabawy z bronią", wstrząsającego obrazu amerykańskiej obsesji na punkcie broni i przemocy.
Reżyser filmu, Michael Moore, kilkakrotnie nawiązując do tragedii, jakie rozegrały się w szkole Columbine (gdzie dwójka nastolatków rozstrzelała 12 i raniła 25 swoich kolegów) i w jego rodzinnym miasteczku Flint (w którym 6-latek zabił ze znalezionej w mieszkaniu wujka broni swoją rówieśnicę), kolejno obala mity i teorie na temat tego, co stało się przyczyną ogromu przemocy w Ameryce, szczególnie wśród młodzieży. Okazuje się, że wcale nie jest to krwawa historia kraju (Niemcy dokonali przecież dużo poważniejszej masakry) czy ilość posiadanej broni (w Kanadzie jest jej proporcjonalnie równie dużo). Nie ma co winić także brutalnych filmów czy gier komputerowych (bowiem w ich eksploatowaniu Japończycy biją Amerykanów na głowę), ani muzyki Marylin Mansona (bo to bardzo facet, który od przemocy ostro się odżegnuje). Ci, co zwalają sytuację na barki rosnącego bezrobocia także są w błędzie - w innych wysoko rozwiniętych krajach jest ono przecież często o wiele większe niż w USA.
Interesujące jest przedstawione w filmie porównanie
Amerykanów do ich sąsiadów, Kanadyjczyków. Choć mieszkańcy Kanady posiadają
podobną ilość broni, również nęka ich bezrobocie a społeczeństwo zróżnicowane
jest rasowo, nikt nie robi tam masakr w szkołach i na ulicach. Wszelkie
nieporozumienia tamtejsi ludzie nauczeni są rozwiązywać pokojowo, nie stresują
się, nie trzymają naładowanych pistoletów pod poduszkami, nie zamykają drzwi od
domu. "Zamykając drzwi czynimy z siebie więźniów" - mówią. Przecież
jak ktoś chce się włamać, wejdzie do domu tak czy inaczej.
Wielkim atutem "Zabaw z bronią" jest fakt, że jego twórca nie krytykuje na oślep, nie stara się udowodnić, że Amerykanie to chory naród i nie miesza go z błotem. Wręcz przeciwnie, z troską i wielkim patriotyzmem usiłuje dociec, gdzie tkwi przyczyna, by sprawić, by jego kraj stał się lepszym i bardziej normalnym miejscem. Moore nie chce siedzieć z boku i przyglądać się upadkowi swoich rodaków: "Wszystko co dzieje się w tym kraju, wszystko co robi mój rząd powinno mnie obchodzić. Nie chcę patrzeć na to z założonymi rękami i mówić, że nie mam z tym nic wspólnego".
Wielkim atutem "Zabaw z bronią" jest fakt, że jego twórca nie krytykuje na oślep, nie stara się udowodnić, że Amerykanie to chory naród i nie miesza go z błotem. Wręcz przeciwnie, z troską i wielkim patriotyzmem usiłuje dociec, gdzie tkwi przyczyna, by sprawić, by jego kraj stał się lepszym i bardziej normalnym miejscem. Moore nie chce siedzieć z boku i przyglądać się upadkowi swoich rodaków: "Wszystko co dzieje się w tym kraju, wszystko co robi mój rząd powinno mnie obchodzić. Nie chcę patrzeć na to z założonymi rękami i mówić, że nie mam z tym nic wspólnego".
Żeby jednak
zbytnio nie przygnębić widza swoimi oskarżeniami i powagą tematu, reżyser
zręcznie i ledwo zauważalnie lawiruje pomiędzy horrorem, patosem a humorem,
dodatkowo używając dynamicznego montażu i różnorodnej stylistyki. Wie, że humor
to silna broń i używa go dość często. Zdaje sobie sprawę, że jeśli pozostawiłby
widzów w depresji, sparaliżowałaby ich i nie wywołała żadnego działania,
utrwalając tylko przekonanie o bezsilności wobec okropieństwa świata. Dlatego
zdecydował się ich rozśmieszyć, zdystansować a czasem nawet rozwścieczyć,
ustawicznie zmuszając do silnego przeżywania tego, co pokazuje na ekranie. To
szansa na to, by przynajmniej kilka osób wyszło z kina mówiąc "zróbmy cos
z tym!".
Być może nie jest to obraz obiektywny, bo Moore
jako czynny działacz społeczny otwarcie wyraża współczucie, na swój sposób
ocenia pewne sprawy. "Zabawy z bronią"
prezentują jego subiektywny punkt widzenia, pewne osobiste teorie. Nie
twierdzę, że naginał fakty, ale na pewno dopasowywał je do swoich tez, dzięki
czemu wszystko wygląda tak jak sobie zaplanował. Oglądając film nie myśli się
jednak o tym, bo ważniejsze od odpowiedzi są tu stawiane pytania i samo
jątrzenie problemu w jakże istotnym dla historii USA okresie. To film, obok
którego nie można przejść obojętnie i którego z pewnością nie wolno przegapić.